W połowie 2010 NFOŚiGW uruchomił
program dopłat na częściowe spłaty kredytów bankowych przeznaczonych na zakup
montaż kolektorów słonecznych. Wówczas wiele osób włącznie z moją osobą było
zadowolonych z faktu, że w końcu w Polsce zaczęto myśleć o wsparciu branży
nowoczesnych technologii energetyki odnawialnej. Na lata 2010-2014 na ten cel
zarezerwowano środki w wysokości 300 mln złotych. Bieżące efekty wdrażania są imponujące.
Instytut Energetyki Odnawialnej w 2011 r. rynek kolektorów słonecznych wzrósł o
70% do 248 000 m2. Dane samego NFOŚiGW mówią o 17 700 beneficjentach
dopłat w wysokości 116 mln złotych (stan na 14. maj 2012) Poza tym cieszy efekt
ekologiczny. Rodzaje zastępowanych nośników energii to węgiel kamienny 52,1%,
prąd 21,7%,. gaz ziemny 17%, inne 9,2%. Na pierwszy rzut oka mamy pełny sukces.
Efekt propagandowy
Pierwszy zauważalny rezultat
dopłat to znaczący efekt reklamowy ponieważ dzięki rozpowszechnianiu informacji
o programie Polacy zwrócili uwagę na
możliwości jakie daje wykorzystanie energii słońca do zaspokajania potrzeb cieplnych
własnego gospodarstwa domowego. Przy czym jednocześnie chcę zwrócić uwagę na
fakt, że nie spotkałem się jeszcze z osobami które miały by świadomość, że
środki finansowe przeznaczone na program dofinansowania nie pochodzą z funduszy
unijnych ale ze środków krajowych będących w dyspozycji NFOŚiGW. Wszyscy mówią
„Podobno Unia dopłaca” Wygląda na to, że w dobie licznych programów
dofinansowań w ramach perspektywy budżetowej 2007-2013 o których tak dużo mówi
się mediach w rozumieniu statystycznego
Nowaka każda dotacja pochodzi z Unii. Oczywiście równolegle co poniektóre gminy
mają swoje programy dopłat to kolektorów w których wykorzystują pieniądze
Unijne.
Szybki biznes
Oprócz firm instalatorskich z
branży na programie dotacji a konkretnie na wzroście zainteresowania i popytu
na instalacje solarne postanowiły zarobić także inne podmioty. Mnie osobiście
znany jest przypadek warszawskiej firmy zajmującej się odpadami, która na
początku roku ruszyła z kampanią do mniejszych miast i zawitała także do mojego
rodzinnego Łowicza. Firma mająca oczywiście w swej nazwie cząstkę „eko” głosiła
możliwość dofinansowania w wysokości 70%. Do 45% oferowanych przez NFOŚiGW
dobrodusznie dokładała 25% oczywiście uprzednio o ten poziom zawyżając cenę
zestawu solarnego. Przykład konkretnej oferty świadczy o nieprofesjonalnym
podejściu do klienta. Dla 3-osobowej rodziny zaproponowano zestaw składający
się z 8m2 kolektora próżniowego i zasobnika o pojemności zaledwie 220 litrów
więc co najmniej dwukrotnie zbyt małej. Na dodatek firma dysponuje jedną ekipą
montażową którą rzuca w różne części kraju a złapani klienci czekają miesiącami
na zrealizowanie zamówienia. W przyszłości kolejnym źródłem stresu będzie dla
nich oczekiwanie na przyjazd ekipy serwisowej w przypadku awarii czy usterek
wywołanych pośpiesznym montażem. Klienci powinni zwracać uwagę aby zestaw
solarny z montażem zamawiać w lokalnie działającej firmie instalatorskiej która
także pomoże w uzyskaniu dofinansowania z funduszu a ponad to będzie w stanie
szybko zareagować w przypadku usterek. Oczywiście nikt nie zabroni sprzedawać i
kupować towaru od firm z drugiej części kraju, takie są prawa wolnego rynku,
ale zdrowy rozsądek nakazuje robić to zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju
równoznaczną w tym przypadku z maksymą „bliższa koszula ciału”
Realna efektywność dotacji
Obecny program NFOŚiGW jako podstawowe
kryterium wysokości dopłat przyjął powierzchnię kolektorów. Nie jest to
szczęśliwe rozwiązanie ponieważ w tej
formie dopłaty obejmują wszystkie zestawy niezależnie od ich faktycznej
efektywności. Nawet te które mimo zamontowania nie spełniają swej funkcji. Znacznie
lepszym byłby tu system uwzględniający faktyczną ilość energii uzyskiwanych z
powierzchni kolektora i opierający się na dopłacie do każdej kilowatogodziny
wyprodukowanego ciepła odczytanej z odpowiedniego licznika ciepła solarnego.
Takie rozwiązanie pozwoliłoby ograniczyć liczbę firm nastawionych na krótką
działalność i szybki zysk a także zmniejszyć ryzyko psucia opinii o systemach
solarnych co może być efektem ubocznym działania firm krzaków, którym nie
zależy na zdobywaniu stałych klientów.
Gdzie zrównoważony rozwój?
Szybki wzrost krajowego rynku
kolektorów może teraz bardzo cieszyć szczególnie gdy widzi się coraz więcej
kolektorów na dachach polskich domów ale doświadczenia innych krajów pokazują
że po okresach gwałtownego wzrostu następuje czas spowolnienia które będzie
nieuchronne w momencie zakończenia programu dotacji. Ten mechanizm gospodarczy
znany jest choćby z sytuacji ekonomicznej w Europie. Jeszcze przed kryzysem w
2007 roku Łotwa i Estonia były podawane za wzór szybo rozwijających się
gospodarek ze wzrostem około 10% PKB. Na tym tle Polska wypadała gorzej ale i
tak dobrze z wynikiem 6%. Gdy kraje te pogrążyły się w recesji Polsce udało się
utrzymać 3% wzrost. To także konkretne doświadczenie rynku solarnego w
Hiszpanii czy Niemczech notującego w ostatnich latach 30% regres. Rynkowi
kolektorów w Polsce przydałby się bardzie stabilny i długookresowy wzrost
zgodny z zasadą zrównoważonego a nie nagłe rozgrzanie rynku i gwałtowne jego
schłodzenie. Na końcową ocenę skutków programu dofinansowania dla polskiego
rynku kolektorów przyjdzie jeszcze poczekać ale już teraz z dużym
prawdopodobieństwem można stwierdzić, że długofalowo nie będą one tak dobre jak
wydaje się to obecnie.